No to się rozpuściliśmy
Tak nam się spodobała jazda autobusem, że do Buenos Aires postanawiamy pojechać busem. Wcześniej wspominałem, że nie jestem ortodoksem rowerowym, a jazda rowerem ma być przyjemnością . A tak na poważnie to nic ciekawego na tej trasie ma nie być poza pustynią przez ponad połowę trasy . A i ekonomicznie jest bardziej uzasadnione, bo za pokonanie trasy ponad 1000 km zapłaciliśmy 240 zł –a rowerami jechali byśmy prawie 20 dni.
Bus: były do wyboru dwie klasy con cama i sin cama . Oczywiście byłoby za prosto gdyby obyło się bez zamieszania z kupowaniem biletów . Na dworcu dwie pierwsze firmy odmówiły zabrania rowerów . Dopiero mały przewoźnik El Condor zgodził się zabrać nas i rowery. Co prawda biletów nie mogliśmy kupić z wyprzedzeniem , bo nie wiadomo było czy będzie miejsce w ładowni autobusu, ale…tego dnia odjeżdżają trzy autobusy.: o 16, 18, 21.30
I Tak stawiamy się o godzinie 14.00 na dworcu licząc, że ktoś nas weźmie na pokład . Pierwszy autobus odjeżdża o 16. Atakujemy kasę el Condora- krótka rozmowa i kobieta zgadza się na zabranie rowerów, ale cenę za przewóz rowerów mamy ustalić z oddzielną osobą .Pozostaje już tylko jedna niewiadoma i pojedziemy. Bagażowym okazuje się starszy, bardzo fajny gość, żąda całkiem przyzwoitej ceny za załadunek rowerów- hura jedziemy. No i jeszcze jeden ważny szczegół autobus o 16 jest con cama. . W środku wygląda jak w samolocie biznes klasa. Na całej szerokości mieszczą się zaledwie trzy fotele : szerokie, rozkładane z podnóżkiem. Autobus w pełni klimatyzowany z telewizją. W trakcie przejazdu jest postój na posiłek w restauracji i śniadanie rano-wliczone w cenę biletu. Kawa pod dostatkiem przez cały czas podróży. Za oknem przez połowę drogi pustynia, więc niczego nie tracimy jadąc autobusem. Podróż 21 godzinna mija całkiem szybko i przed południem jesteśmy w Buenos Aires.
Written
on 26 lutego, 2014